• Home
  • Posts RSS
  • Comments RSS
  • Edit
  • niemożliwe

    2 listopada 2012

    jedna tylko myśl  w klimacie:
    człowieka jest za dużo, człowiek jest zbyt intensywny, człowiek jest zbyt ważny, istotny, zbyt skomplikowany, złożony, za duży ma ciężar gatunkowy, emocjonalny, żeby mógł się skończyć tak po prostu, zniknąć bez śladu. coś musi być. większego.

    zbóż

    3 czerwca 2012
    Mann Wojciech. kawa-zbożowa w litrach. jabłka. światowstręt. sesja. 




    dlatego.

    1 czerwca 2012
    Ludzie umierają.
    I gdybyś mnie dziś zapytał, dlaczego wierzę w Boga to powiedziałabym, że właśnie dlatego. Że umierają. Ludzie.
    Bo taka idea, że człowiek, rozumny, myślący, z całą masą pomysłów, marzeń, uczuć, emocji, z tym wszystkim co w nim siedzi i czego się boi, z talentami, z miłością swoją i innych, że taki człowiek może tak po prostu przestać istnieć - nie mieści mi się w głowie.
    absurdalna jest.
    więc musi być coś jeszcze. poza tym bezsensownym absurdem śmierci. coś musi.

    niewymownie

    16 kwietnia 2012
    Kij z tłumaczeniami z języka A na język B. Olać symultankę, szeptankę, konsekutywnie konstruktywne tłumaczenia ustne. Niech mi ktoś powie wreszcie, niech mnie ktoś nauczy jak to, co widzę obrazami w głowie, to, co czuję tak dokładnie, namacalnie, to, co wiem o sobie przecież tyle już lat sama ze sobą przebywam, to, czego się boję i o czym myśleć nie chcę, jak to wszystko przełożyć na słowa? I to takie, żeby jasno i klarownie wyjaśniały, żeby rysowały takie same obrazy, wywoływały takie same uczucia, to samo o mnie mówiły? Jak takie ekwiwalenty znaleźć? Czy da się obejść bez nich? 
    A jeśli we mnie te obrazy poszarpane i niepełne, jeśli więcej nie- niż pewności, to co wtedy, czy wtedy skazana jestem na wieczne nie-wysłuchanie? 

    Anioły, papierosy, Szeol i że nie ma się czego bać.

    8 kwietnia 2012

    A przed grobem, na kamieniu, który jeszcze niedawno zasłaniał wejście, siedział anioł. Rozsiadł się wygodnie na wielkim głazie, oparł się o chłodną jeszcze skałę za nim i zapalił papierosa. Ćmił, zaciągając się spokojnie, zapatrzony przed siebie. Stopą wystukiwał jakiś sobie tylko znany rytm. Za nic nie mógł sobie przypomnieć końcówki melodii, która pałętała mu się po głowie.
    Tymczasem świtało, słońce wdzierało się już przez gałęzie drzewek oliwnych i rozgrzewało powoli zimne skały. Właściwie w ogrodzie było całkiem ciepło, tak jak może być tylko w rześki, przyjemny poranek w Jerozolimie.  A ten poranek był wyjątkowo rześki, wyjątkowo przyjemny i wyjątkowo spokojny. Anioł chłonął ten spokój, spokój absolutny, spokój człowieka, który nagle dostrzegł wszystkie brakujące elementy wyjątkowo trudnej układanki.
    Właśnie. Tego ranka wszystko było na swoim miejscu.

    Anioł uśmiechnął się pod nosem.
    Ludzie pewnie nie zrozumieją, przynajmniej nie tak od razu. Zaraz się tu pojawią jakieś kobiety, z toną olejków i pachnideł, wiedzione zwykłą, ludzką, a może bardziej kobiecą, potrzebą robienia czegoś, zapełnienia pustki, nie poddawania się bezsilności.
    Nie wiedzą jeszcze, pojęcia nie mają, co się stało. Że wszystko się zmieniło i nic już nie może być takie samo. Że ta czarna pustka, ziejąca za jego plecami już nie jest wcale straszna. Że wszystko, czego można by się bać przegrało z kretesem. A Mistrz idzie do Galilei (spryciarz, nosi go, nie mógł na miejscu usiedzieć).

    Skończył papierosa, zdusił peta o kamień i uśmiechnął się szerzej. Przypomniał sobie. Przesunął się do słońca i zaczął gwizdać pod nosem. Spokój ogrodu trwał, niezmącony żadną złą myślą i zdawało się, że promieniuje stąd, z grobowej pieczary za plecami anioła, jakaś wibrująca w powietrzu energia, radość - jakby cały świat odetchnął z ulgą.



    Raduj się, ziemio, opromieniona tak niezmiernym blaskiem, 
    a oświecona jasnością Króla wieków, 
    poczuj, że wolna jesteś od mroku, co świat okrywa!



    Śpi

    6 kwietnia 2012


    To jest historia o Bogu, który umiera z miłości.

    I więcej  niewiele da się powiedzieć. 

    Nawet mądrzy liturgiści dzisiaj nie do końca wiedzą co robić. Przychodzi człowiek do bazyliki, bo mu mówią, że się dzieje coś ważnego, a tu ołtarz rozebrany i wszyscy jacyś tacy niemrawi. Bez porządku się dzieje wszystko, niby wchodzą, ale nikt nie wie kiedy, wszystko im się miesza. Jakby wszyscy nagle stracili głowy. 
    Bo chyba tak jest, że tego, co się dzieje objąć się nie da, więc zostaje człowiekowi postawa, znowu, absolutnego zdumienia. 
    Zdumienie później przechodzi w ciszę i tak się trwa, aż do nocy wielkiej. ale na razie cicho. Król Śpi. 

    .

    boję się.
    i śmierci i ciszy.
    to co dzisiaj ze sobą zrobić?

    Pascha i głód

    Miesiąc ten będzie dla was początkiem miesięcy, będzie pierwszym miesiącem roku! Powiedzcie całemu zgromadzeniu Izraela tak: Dziesiątego dnia tego miesiąca niech się każdy postara o baranka dla rodziny, o baranka dla domu. Jeśliby zaś rodzina była za mała do spożycia baranka, to niech się postara o niego razem ze swym sąsiadem, który mieszka najbliżej jego domu, aby była odpowiednia liczba osób. Liczyć je zaś będziecie dla spożycia baranka według tego, co każdy może spożyć. Baranek będzie bez skazy, samiec, jednoroczny; wziąć możecie jagnię albo koźlę. Będziecie go strzec aż do czternastego dnia tego miesiąca, a wtedy zabije go całe zgromadzenie Izraela o zmierzchu. I wezmą krew baranka, i pokropią nią odrzwia i progi domu, w którym będą go spożywać. I tej samej nocy spożyją mięso pieczone w ogniu, spożyją je z chlebem niekwaszonym i gorzkimi ziołami. Tak zaś spożywać go będziecie: Biodra wasze będą przepasane, sandały na waszych nogach i laska w waszym ręku. Spożywać będziecie pośpiesznie, gdyż jest to Pascha na cześć Pana. Tej nocy przejdę przez Egipt, zabiję wszystko pierworodne w ziemi egipskiej od człowieka aż do bydła i odbędę sąd nad wszystkimi bogami Egiptu - Ja, Pan. Krew będzie wam służyła do oznaczenia domów, w których będziecie przebywać. Gdy ujrzę krew, przejdę obok i nie będzie pośród was plagi niszczycielskiej, gdy będę karał ziemię egipską. Dzień ten będzie dla was dniem pamiętnym i obchodzić go będziecie jako święto dla uczczenia Pana. Po wszystkie pokolenia - na zawsze w tym dniu świętować będziecie.




    (i jeszcze kilka słów o tym, że człowiekowata miłość nigdy nie jest do końca. 
    Bo zawsze kocham tylko tyle, na ile akurat mnie stać. Ile mi się chce. Na ile umiem. A to zawsze jest za mało. 
    da się w ogóle do końca? da się bardziej? da się tak, żeby drugi człowiekowaty już nie musiał tęsknić i chcieć więcej? da się? czy już zawsze będziemy głodni.... ?)

    Mt 26,14-2

    4 kwietnia 2012


    Najnormalniej się żyje w tym tygodniu, jakby nic się nie działo. Najnormalniej się człowiek kuli z zimna rano, a potem ściąga kurtki i swetry i grzeje się w słońcu. Najnormalniej ogarnia zajęcia i wymogi, teksty czyta, podania pisze, jeździ tramwajami, uczy się, uczy dzieci, szlaczki na japońskim rysuje.
    Najnormalniej się zachwyca światem, a czasami go nienawidzi i przeklina.
    To, co czytać chce, czyta po kątach, bo czasu nie ma.
    Rozpoznaje człowiek w sobie tęsknotę za podróżą ciągle przed i przed siebie. Pisze człowiek dużo, o podróżach też.

    ale podskórnie, podskórnie się wie, że to nie są zwykłe dni, że już się zaczyna coś, co można nazwać illud tempus, powrotem do czasu pierwotnego, odnowieniem świata, tyle że to nie będzie wcale dobre określenie.

    Wie się, że są takie tajemnice, których się nie ogarnie nigdy. Można tylko jak ten osioł stać z rozdziawioną paszczą i przyjmować, jak jest, bo że Bóg i człowiek, że śmierć, ale życie, że krzyż i grób, ale nie na zawsze, że jakieś zwycięstwo w tym wszystkim, że znaki? Podobnie chyba pisałam i myślałam rok temu i dwa i kilka....
    może się nie da inaczej do tych Świąt podejść, tylko robić co do nas należy i tylko dobrze ustawić perspektywę, w dobrą stronę patrzeć, z dobrym nastawieniem. Może nie trzeba czuć, ani być pewnym, ani wiedzieć. Może nadziei trochę wystarczy i otwartych oczu.

    PS. Osły mają w tej historii jakieś dziwnie istotne miejsce, mam wrażenie.

    się boi.

    25 marca 2012

    Mój Bóg, ten, którego szukam po omacku, ten, o którym mówią, że wszechmogący i wszechpotężny i wszechogarniający, ten, którego jedno słowo wystarczy, żeby stwarzać światy, ten Bóg dziś stwierdził, że się boi.
    Tak po prostu.
    Nie, że zła, czy końca świata, to to On już ma rozpracowane.
    Nie, że śmierci, bo to też już załatwił.

    Boi się, Bóg, że Go ominę znowu i z tego mojego szukania niewiele wyjdzie.
    Może to dla niego pestka, ale z Nim tak jest, że nie lubi się narzucać i chociaż ma swoje sposoby, w ostatecznym rozrachunku decyzja należy do mnie.
    I tego, mimo, że we mnie wierzy bezgranicznie ten mój Bóg, tego się właśnie boi.