• Home
  • Posts RSS
  • Comments RSS
  • Edit
  • Ba Bel

    20 lutego 2011

    cicho-sza
    bać się słów - zakrywają, wstrętne, zamiast odkrywać.
    langue, parole, jedno w głowie, schemat działania, znowu Chomsky i jego gramatyka, że język to wrodzona umiejętność, że mamy wszyscy taką samą zdolność porozumiewania się, że z tych schematów myślenia zaraz prościutko te słowa się łączą w sensowne zdania, a zdań sens się pokrywa z tym, co w głowie.

    gdyby to było takie proste, panie Chomsky.

    pan chyba o wieży Babel nie słyszał.
    po co nam zresztą Babel, nie trzeba nam mieszać języków i tak są skute w kamieniu (skamieniałe), o-niemiałe.

    et si on s'spprendait a parler, ne serait-il plus facile a vivre?

    Wszędzie dobrze...

    18 lutego 2011


    byle w miejscu nie siedzieć.
    taka scenka rodzajowa: pociąg nocny Gdynia-Zakopane. Gdzieś pod Ciechocinkiem wykoleił się inny, więc stoimy. i stoimy i stoimy,
    i ogarnia człowieka nieokreślony niepokój, bo czuje, że powinien się poruszać, a stoi.
    dopóki monotonny rytm kół usypia i kołysze - jest dobrze, bo się czuje, że jest jakiś cel tej podróży i ten cel się przybliża, bo się czuje, że coś się dzieje.

    Biegunami jesteśmy:
    potrzebujemy się poruszać i wiemy, podświadomie może, że
    brak ruchu oznacza za-stanie,
    za-stanie - stagnację
    stagnacja - powolną śmierć.

    zachwytać się

    9 lutego 2011
    Za-chwyt
    Za-chwycić się. za nos na przykład.
    Za-chwycić kogoś. Za rękę.
    Chwycić i nie puścić już.
    Za-chwytać się ciągle, za proste rzeczy, najbanalniejsze, jak to że jedna piłka jest pomarańczowa a druga zielona a i tak się toczą tak samo i tak samo znikają w dłoniach wujkowych.

    Chwyć się, zachwyć, zachłystnij się wręcz.
    się kogoś chwyć, za-chwyć.

    takie tam
    po porannych odkrywczo-podróżniczych przygodach
    w szlakowej kuchni z Kubą.

    W objęciach Konfucjusza.

    7 lutego 2011
    Jak człowiek siedzi prawie cały dzień zamknięty w czterech ścianach, nie takich znów pojemnych, z Konfucjuszem i szalonymi chińskimi cesarzami i szalonymi chińskimi ludźmi....

    ... na przykład: któryś cesarz szukał sposobu na nieśmiertelność. Ktoś mu powiedział, że pigułki z rtęci będą świetne. No i umarł, nawet nie musiał chyba bardzo przedawkować.

    albo: dokładny cytat z notatek: "Chiński urzędnik, mający za zadanie zmniejszyć ilości opium wysyłane przez Wielką Brytanię do Chin w wielkiej swej naiwności wysłał do angielskiej królowej list, w którym, odwołując się do jej moralności i cnót chrześcijańskich pisał, że to niebardzo uprzejmie z jej strony, że taki silny narkotyk wysyła do Chin, żeby jej pasował bilans srebra, bo to kiepsko, że chińska administracja uzależnia się od opium i czy ona by przypadkiem tego opium wysyłać nie przestała, skoro to takie niemoralne?"

    no i mój ulubiony, czyli bajka o tym, Jak Towarzysz Mao Doprowadził Do Klęski Głodu.
    Wiadomym jest wszem i wobec, że siłą narodu jest ilość stali, przezeń wyprodukowanej. Towarzysz Mao nakazał więc każdemu Chińczykowi wytapiać stal na własną rękę na własnym podwórku. Wszyscy wytapiali, więc nie miał kto zajmować się ryżem. Zbiory były marne, ale Towarzysz Mao, nie tracąc rezonu, stwierdził, że to wina wrednych ptaków, wydziobujących ziarno. Następnego lata więc połowa Chińczyków wytapiała stal, a połowa zwalczała ptactwo. Towarzysz Mao był zadowolony. Lud mniej, bo okazało się, że ptaki wydziobywały nie ziarno, a robactwo. Ptactwo zwalczone, robactwa nie miało co wydziobywać, zbiory znów marniutkie, Chińczycy ledwo wyrabiają przy stalowych piecach domowych, bo ryżu niet.
    Towarzysz Mao zapewne nakazał więc walkę z robactwem, ale miał już trzy sezony w plecy.
    ((najgorsze, że tu się pan doktor opowiadający bajkę ową zaplątał i nie wiem, co zrobili z robactwem i jak Towarzysz Mao wybrnął z tej wpadki  - bo że wybrnął to pewne, Towarzysze zawsze wybrn... zawsze im się udaje wybrnąć)).

    ... więc jeśli człowiek cały dzień siedzi w objęciach Konfucjusza, to mu potem wszystko się jakby rozmywa.

    Wystarczy trochę wina i trochę Cortazara. realizm magiczny, wewnętrzne monologi Oliviery, deszcz po szybach, A-czwórka prawie prędkością światła, znów trochę wina, trochę grzanego, z trochę pomarańczy mokre chodniki, budapesztańskie rozmowy, ogromne oczy czarnego kota, jarzeniowe światło na klatce, żeby się wracało do domu krokiem lekko chwiejnym, z głową dziwnie lekką.

    Nieuśmiechalność.

    3 lutego 2011


    taak.
    i jeszcze duże słowa o wielkiej przyszłości
    Wielkie Literowanie
    Plany na ową przyszłość
    zaszłości z przeszłości
    Wykłady o kulturze Chin
    zimny styczeń, szary luty
    niemożność podejmowania decyzji, jakichkolwiek
    niemiłość
    nieusmiechalność
    kryzysy ekonomiczne
    indeksy giełdowe
    indeksy zielone
    karty osiągnięć okresowych studenta
    siedzenie i nie-ucze-nie-się


    w d-u-p-i-e to mam.
    szalalala

    (jak dobrze, że Fejbuk to kopalnia nieodkrytych jeszcze muzyk)

    don't take the reality for granted

    1 lutego 2011
    że się czasem człowiek naiwnie łapie w schematy - przykład od razu, żeby nie rzucać kolejnych "cliches".

    Zegar jaki jest każdy widzi. Tarcza, cyferki, wskazówki, się kręcą (jeśli się włoży baterię), tykają (patrz wyżej), zgodnie z ruchem, idiomatycznie, wskazówek zegara. Logiczne? Logiczne.
    Schemat się nakłada na rzeczywistość i co z tego, że w tym akurat konkretnym zegarze wszystko jest na odwrót: co staje się oczywiste, kiedy po dwóch dniach się zauważy, że 11 jest tam, gdzie powinna być 1.

    warto czasem zapomnieć, że się wszystko wie i włączyć z powrotem funkcję: obserwacja.

    a tak w ogóle, to słońce,
    więc znad logiki widać co następuje:
    kubek z kawą
    prostokąt okna
    kamienicę z-naprzeciwka z murem niby szarym, ale nie do końca, bo mu słońce trochę tę szarość ociepla
    niebo, błękitne, że można zwariować.