• Home
  • Posts RSS
  • Comments RSS
  • Edit
  • Wolność i odwaga

    16 stycznia 2012
    http://www.beczka.krakow.dominikanie.pl/pliki/nagrania/dwudziestki/2012.01.15.mp3

    Odwagi.
    Jakoś mi się o ryzyku i odwadze ostatnio dużo rozmyśla.
    I o tym, czy można w ogóle, w jakiś sposób z kimkolwiek się rozumieć.
    skoro mamy w głowach tyle znaczeń nieprzetłumaczalnych
    (uczę się tłumaczyć. Pierwsze prawo tłumaczenia: synonimy i dokładne ekwiwalenty nie istnieją. Bo każdy język każde znaczenie przedstawia trochę inaczej. Mamy różne definicje (denotacje) każdego pojęcia.
    Plus jeszcze kontekst kulturowy. Plus nasze własne, jednostkowe skojarzenia. Plus niemożność wypowiedzenia niektórych rzeczy. Słowa więc zawodzą na całej linii.
    No to jak?
    Jak przetłumaczyć coś z języka A - języka mojego na język B - język twój?

    no jak?

    Był pewien dzielny wojownik....

    14 stycznia 2012

    Po pierwsze to: dzielny wojownik.
    Czyli kto? Czasem taki, co wstaje rano. Czasem taki, co postanawia coś zmienić - i walczy, dopóki mu się uda, albo dopóki nie polegnie. Czasem taki, co widzi w kimś innym mega-ogromne-wielkie dobro i walczy o to dobro właśnie. Nie boi się ryzykować. Właśnie. Ryzykować. Wyjść poza ramkę trochę, narazić się na niezrozumienie i zawalczyć o coś, w co wierzy. W sobie, albo w kimś innym.

    Po drugie: Mateusz, któremu wystarczyło jedno spojrzenie i dwa słowa, żeby rzucił wszystko i właśnie: zaryzykował.
    szukam ostatnio bardzo tego spojrzenia, bo chyba zamazało mi się wspomnienie o nim.

    a o co cho? a o to:
    1 Sm 9,1
    Mk 2,13-17






    Paralityk

    13 stycznia 2012
    "Nie mogąc z powodu tłumu przynieść go do Niego, odkryli dach nad miejscem, gdzie Jezus się znajdował, i przez otwór spuścili łoże, na którym leżał paralityk".


    Był tłum i wszyscy się pchali, żeby go zobaczyć, bo słyszeli, że jest absolutnie niesamowitym nauczycielem, że zwraca wzrok i słuch, że uzdrawia i że dokonuje cudów. Więc był wokół niego straszny tłum. Przyszli za późno, nie dało się nawet wejść do domu, gdzie siedział. 
    Ale bardzo, bardzo chcieli. 
    Zależało im tak bardzo, że wspięli się na dach i zrobili w nim dziurę. 
    I opuścili przez tę dziurę sparaliżowanego.
    Musieli z siebie, a zwłaszcza z niego, zrobić strasznych idiotów.


    Nie wiem, czy chcę aż tak. 
    Podobno kiedy się chce, szuka się sposobu za wszelką cenę - inaczej szuka się wymówki. 
    może najpierw trzeba wiedzieć, czego się chce.