• Home
  • Posts RSS
  • Comments RSS
  • Edit
  • Aeropuerto

    28 kwietnia 2011
    dlaczego nie znoszę lotnisk?
    bo niecierpliwy ze mnie człowiek.
    a tu: pierwsza bramka, druga, kontrola, pan celnik patrzy natarczywie w oczy, kolejka, kolejka, czekanie, opóźnienie, znowu kolejka.
    jak się jest w podróży to się powinno poruszać. przemieszczać a nie: zastój, czekanie, kontrole. stanie w miejscu.

    dopiero w terminalu już można lepiej wykorzystać to, że się jest samemu. na przykład łamiąc wszystko co pan Gennep (on chyba) napisał o antropologii spotkania.
    czyli łamiąc zasadę uprzejmej nieuwagi wpatrywać się w ludzi. obserwować ich. przysłuchiwać się rozmowom.
    zaglądać przez ramię babce czytającej "Party"  -żeby się dowiedzieć na przykład czy Kate M. będzie mieć tiarę na swoim książęcym British Wedding.
     obserwować dizajnerską parę w dizajnerskich ciuchach czytającą dwie różne ale w takim samym stopniu dizajnerskie gazety i dizajnersko, nonszalancko żującą gumę.
    podsłuchiwać rozmowę stewardów i śmiać się z ich żarcików.

    na przykład.
    niektóre z tych zasad niełamane sprawiają, że mamy strasznie nudne życia.

    Noc ogromna -

    24 kwietnia 2011

    czyli taka, że aż by się chciało, żeby cały świat się stał na nowo.
    żeby wyjść na Stolarską nad ranem i zobaczyć, że na przykład policjanci spod amerykańskiego konsulatu rozłożyli sobie barbecue na chodniku, albo że zamiast nich stoi sobie tam jazzband z porywającym Hallelujah i jakiś Murzyn  gwiżdze do standardów directly from New Orlean i zbiera drobniaki do kapelusza.
    nie wiem skąd mi się Nowy Orlean nagle na Stolarskiej?

    a tu tylko jakaś nieziemska przejrzystość powietrza, ale nadal Nie-Miłość i przekonanie, żeśmy się gdzieś zgubili wpół drogi i nie umiemy trafić do domu .
    Jeden głęboki oddech nie-ziemskością, a potem się znowu dusimy.

    Nie podoba mi się świat taki, jak go widzę ostatnio.
    moge się zbuntować przeciw jego bliżej nieokreślonej beznadziei, ale mam wrażenie niejasne, że świat to mało obejdzie.
    mógłby tego buntu nawet nie zauważyć.

    no to byle tego tlenu starczyło na Jaknajdłuzej.

    że aż dech

    22 kwietnia 2011
    "Ciemność, która nadciągała znad Morza Śródziemnego, okryła znienawidzone przez procuratora miasto. Zniknęły wiszące mosty, łączące świątynię ze straszliwą wieżą Antoniusza, otchłań zwaliła się z niebios i pochłonęła skrzydlatych bogów ponad hipodromem, pałac Hasmonejski wraz z jego strzelnicami, bazary, karawanseraje, zaułki, stawy... Jeruszalaim, wielkie miasto, zniknęło, jak gdyby nigdy nie istniało. Pożarła je ciemność, która przeraziła wszystko, co żyło w samym Jeruszalaim i w jego okolicach. Dziwna chmura przygnana została znad morza przed wieczorem czternastego dnia wiosennego miesiąca nisan”

    Przedziwność tych Trzech Dni, że aż dech zapiera i, jak to stwierdził wczoraj ktoś mądry: stoi człowiek i gapi się i nie wie co ze sobą zrobić
    najpierw się wszystko sypie, potem się sypie jeszcze bardziej, potem jest cisza głebokości Szeolu a potem nagle okazuje się, że to jeszcze nic. Że dopiero Dzień Czwarty przynosi rozwiązanie.
    i to takie, o którym się nie śniło żadnym filozofom.


    and I? I will walk

    15 kwietnia 2011

    Ciekawe, czy ktoś kiedyś wpadł na pomysł taki, żeby zmierzyć liczbę kilometrów, które człowiek przełazi w swoim życiu. Od biurka do szafy, z pokoju do kuchni, biegiem po schodach, wzdłuż ulic, wzdłuż Wisły, zwykłe drogi codzienne i takie, w które się rusza raz w życiu.
    Ciekawe ile razy można tak "na raty" obejść świat (czy można w ogóle). Tak na przykład: idąc sobie Sławkowską w stronę Rynku myśleć że gdyby się wyszło w odpowiednim kierunku, dajmy na to trzy lata temu, to by się właśnie dochodziło do Przylądka Dobrej Nadziei.



    (a tymczasem w białym płaszczu z podbiciem koloru krwawnika posuwistym krokiem kawalerzysty wczesnym rankiem czternastego dnia wiosennego miesiąca nisan pod krytą kolumnadą łączącą dwa krzydła pałacu ....
    "Panowie, kapelusze z głów" - jakieś natrętne skojarzenie z Camusem, a propos zdania otwierającego i poszukiwania formy idealnej?)

    Simple Mode.

    7 kwietnia 2011
    prosto:
    Plecak, buty, śpiwór, autobusy, bestprajsi (Onli for ju maj frend, special prajs, wanna a czip hotel maj frend, for fri, 50dirhams), ciepło dniami, chłodne noce, muezini drący się nad ranem, wszechobecna zieloność, okragłe chleby i poczucie, że nic nie trzeba, nigdzie nie musimy być, donikąd nie idziemy, wszystko jest proste  -mamy co jeść, czasem mamy gdzie spać, jakiś dziwny i obcy zwyczajny świat jest daleko za morzem, na jakiejś dalekiej północy.
    tak mi się zdaje czasem, że prawdziwość cała jest tam, a to tutaj to tylko niepotrzebne czasowypełniacze. (tam czyli nawet nie w geograficznie określnym punkcie, ale w stanie, trybie "backpackingowym", wolnościowym, prostym)