słowo-tok
23 stycznia 2011
Ej.
Patrz, co można zrobić ze słowami.
Można je mozolnie układać w powolne zdania, takie wypowiadane niepewnie z dużą ilością yyyy i eee i patrzenia po kątach w międzyczasie (w między-słowie).
Można nimi strzelać jak z karabinu maszynowego i są wtedy podszyte złością, albo właśnie odwrotnie - radością jakąś, ale zawsze tak wielką, że chciałaby ominąć drewniany szlaban języka i wydobyć się, cała na powierzchnię i zaczerpnąć tchu i wyrazić wszystko, wszystko.
Mozna je chować po kieszeniach, po notesach, po kartkach wrzucanych tu i ówdzie, wkładanych w szczeliny ściany płaczu, składanych w koperty.
Można je wypisywać, głupoty, można je nieprzemyślanie zupełnie wyrzucić komuś prosto w twarz.
Można je próbować cofnąć, gonić je, ale przecież człowiek nie może biec szybciej niż dźwięk.
Można się próbować nimi bronić, wystawiać przed siebie jak tarczę. Można próbować się nimi zasłaniać. Mydlić oczy, zasłonę dymną z nich utkać i nie dać nikomu dostepu do ich prawdziwego znaczenia.
Można je zapisywać szybko na serwetkach, żeby nie umknęły.
Można sie w nocy budzić, albo właśnie wcale nie móc zasnąć, bo te słowa po głowie latają i odbijają się od ściany nad łóżkiem i bzyczą jak komar w upalną noc i świecą w zamnkięte powieki jak uparty księżyc pełnią.
Można je układać, jak Chomsky w zdania gramatycznie poprawne, jak klocki przestawiać dla samej frajdy sprawdzenia co z tego wyniknie.
Tłumaczyć je można, na obce języki, szukać ekwiwalentów i zawsze, zawsze być niezadowolnonym, bo jak ugryźć i pokazać niuanse, jak te całe pokłady znaczeń z jednego świata przenieść w drugi...?
I trzeba na nie uważać.
żeby nie spadło Ci na głowę przypadkiem takie słowo, Nabrzmiałe znaczeniem, obfite konotacją, całą masą powiązań i aluzji, całym tym kulturowym wszechświatem.
Niby niewinne, a zmienne i nieuchwytne. Niby jasne i czytelne, a zdradliwe jak węże.
Czasem lepiej dać sobie z nimi spokój.
czasem się lepiej mówi bez słów.
Patrz, co można zrobić ze słowami.
Można je mozolnie układać w powolne zdania, takie wypowiadane niepewnie z dużą ilością yyyy i eee i patrzenia po kątach w międzyczasie (w między-słowie).
Można nimi strzelać jak z karabinu maszynowego i są wtedy podszyte złością, albo właśnie odwrotnie - radością jakąś, ale zawsze tak wielką, że chciałaby ominąć drewniany szlaban języka i wydobyć się, cała na powierzchnię i zaczerpnąć tchu i wyrazić wszystko, wszystko.
Mozna je chować po kieszeniach, po notesach, po kartkach wrzucanych tu i ówdzie, wkładanych w szczeliny ściany płaczu, składanych w koperty.
Można je wypisywać, głupoty, można je nieprzemyślanie zupełnie wyrzucić komuś prosto w twarz.
Można je próbować cofnąć, gonić je, ale przecież człowiek nie może biec szybciej niż dźwięk.
Można się próbować nimi bronić, wystawiać przed siebie jak tarczę. Można próbować się nimi zasłaniać. Mydlić oczy, zasłonę dymną z nich utkać i nie dać nikomu dostepu do ich prawdziwego znaczenia.
Można je zapisywać szybko na serwetkach, żeby nie umknęły.
Można sie w nocy budzić, albo właśnie wcale nie móc zasnąć, bo te słowa po głowie latają i odbijają się od ściany nad łóżkiem i bzyczą jak komar w upalną noc i świecą w zamnkięte powieki jak uparty księżyc pełnią.
Można je układać, jak Chomsky w zdania gramatycznie poprawne, jak klocki przestawiać dla samej frajdy sprawdzenia co z tego wyniknie.
Tłumaczyć je można, na obce języki, szukać ekwiwalentów i zawsze, zawsze być niezadowolnonym, bo jak ugryźć i pokazać niuanse, jak te całe pokłady znaczeń z jednego świata przenieść w drugi...?
I trzeba na nie uważać.
żeby nie spadło Ci na głowę przypadkiem takie słowo, Nabrzmiałe znaczeniem, obfite konotacją, całą masą powiązań i aluzji, całym tym kulturowym wszechświatem.
Niby niewinne, a zmienne i nieuchwytne. Niby jasne i czytelne, a zdradliwe jak węże.
Czasem lepiej dać sobie z nimi spokój.
czasem się lepiej mówi bez słów.
0 komentarze: