• Home
  • Posts RSS
  • Comments RSS
  • Edit
  • Illud tempus.

    23 grudnia 2010
    Czyli najpierw dworzec Kraków Główny - pociągi opóźnione o długie kwadranse ciężko wtaczają się na perony, ludzie krążą między kasami a tunelem i wyjściem, nad chaosem panuje tylko pani spikerka, która glosem znudzonym acz spokojnym wypowiada swoje długie kwestie "opóźnienie pociągu może ulec zmianie".
    A poczciwy Regio z Krakowa do Katowic stoi już przy swoim torze, podstawiony, pół-pusty i nagrzany. Magia działa, stukot kól, zaparowane, zmarznięte lekko szyby, ciemno, Zabierzów-Krzeszowice-Trzebinia-Jaworzno i już, rytm kół monotonny, jakiegoś słabego Pratchetta wzięłam na tę drogę, więc pół-drzemię nad nim, podsłuchując mimochodem rozmowy współpasażerów.
    Mysłowice, prawdopodobnie najbrzydszy dworzec świata, na pewno najbardziej przygnębiający. Nieważne, nieważne, ja już jestem w moim Illud Tempus.
    Niebieska Skoda, moje brzydkie i smutne miasto, dziwnie puste w porownaniu z przedświątecznym Krakowem. Ale daje poczucie spokoju. zatrzymuje w półkroku rozbiegane myśli. Trochę to niepokojące, bo te ważniejsze przebijają się wtedy do swiadomości, ale czasem muszą widocznie.
    Niezmienność czasu sacrum.
    Przyprawa korzenna, pierniki, totalny chaos robienia wszystkiego na ostatnią chwilę, choinka, stare ozdoby - trochę ckliwości, trójkowy Karp, upychanie prezentów po kątach, zasłodzenie przy ubieraniu pierników, jak zawsze coś się psuje (piekarnik w tym roku na przykład), 
    szukanie jakiegoś sensu w tym wszystkim, zamieszanie jak zwykle i jak zwykle zdziwienie, że to znów dwudziestyktóryś grudnia. Niezmienność tak zadziwiająca, że aż zatyka.

    "W owym czasie...." Illud tempus jak żywy.

    0 komentarze:

    Prześlij komentarz