O zimowym za-staniu
8 grudnia 2010
Najpierw inspiracja czyli Michniewicza tekst z "Samsary", która akurat teraz towarzyszy moim pośpiesznym obiadom, leniwym kawom popołudniowym (o ile się zdażą) i autobusowym podróżom. Więc: "W podróży życie jest prostsze. Nie zastanawiasz się nad swoją przyszłością, tylko nad tym, gdzietego dnia będziesz spać".
Potem inspiracja druga, czyli nasze z Gośką opowieści z podróży z końca świata.
"Grudzień. Aura szaleje, przynosi nam niespodzianki w stylu dwudziestostopniowych mrozów albo nagłych odwilży, biometr wydaje się być permanentnie niekorzystny, warunki do życia w mieście stają się nie do zniesienia. Otwieram więc, raz po raz, plik ze zdjęciami z Camino i zauważam, z coraz większym przekonaniem, że już wiem, czego mi brakuje w tym zimowo-szarym krakowskim stanie zimowym. Camino nadawało temu odcinkowi mojego życia jakiś konkretny, namacalny wręcz cel. Wszystko na tej drodze było dążeniem do tego celu, wszystko w jakiś sposób do niego prowadziło. A cel był jasny, można go było zaznaczyć na mapie, obliczyć dystans do niego w dniach, kilometrach, minutach, krokach… A teraz i tutaj takiego celu nie mam i błąkam się w tęsknocie za nim. Za konkretem, do którego mogłabym iść, nawet nieprędko i powłócząc nogami, ale z przekonaniem, że to powłóczenie też w końcu zaprowadzi tam, gdzie zaprowadzić ma."
tyle chyba.
chciałoby się właśnie stanąć przy drodze z kartonem i jakąś magiczną nazwą wypisaną markerem, odległą najlepiej o miliony lat świetlnych.
chciałoby.
Potem inspiracja druga, czyli nasze z Gośką opowieści z podróży z końca świata.
"Grudzień. Aura szaleje, przynosi nam niespodzianki w stylu dwudziestostopniowych mrozów albo nagłych odwilży, biometr wydaje się być permanentnie niekorzystny, warunki do życia w mieście stają się nie do zniesienia. Otwieram więc, raz po raz, plik ze zdjęciami z Camino i zauważam, z coraz większym przekonaniem, że już wiem, czego mi brakuje w tym zimowo-szarym krakowskim stanie zimowym. Camino nadawało temu odcinkowi mojego życia jakiś konkretny, namacalny wręcz cel. Wszystko na tej drodze było dążeniem do tego celu, wszystko w jakiś sposób do niego prowadziło. A cel był jasny, można go było zaznaczyć na mapie, obliczyć dystans do niego w dniach, kilometrach, minutach, krokach… A teraz i tutaj takiego celu nie mam i błąkam się w tęsknocie za nim. Za konkretem, do którego mogłabym iść, nawet nieprędko i powłócząc nogami, ale z przekonaniem, że to powłóczenie też w końcu zaprowadzi tam, gdzie zaprowadzić ma."
tyle chyba.
chciałoby się właśnie stanąć przy drodze z kartonem i jakąś magiczną nazwą wypisaną markerem, odległą najlepiej o miliony lat świetlnych.
chciałoby.
0 komentarze: